Tak się składa, że tytuł może dość kontrowersyjny, ale tak niestety u mnie w maju jest, że jest zapier@#?! na wodzie i trzeba być nad wodą, ile się da … przecież tego metr dziesięć bolenia upolować wszak trzeba, a przed monitorem komputera się nie złowi.

Tak cały maj, jak zresztą inne miesiące, poświęcam jedynemu mojemu słusznemu gatunkowi czyli boleniowi. Czasami przeplatam to jakimiś jaziami, kleniami czy innymi rybami, ale to tylko dlatego, że nie zawsze jest tak pięknie, jak w maju czy na jesieni. Moi koledzy szydzą ze mnie, że jak można łowić drapieżniki bez zębów, no ale jakoś przepadłem na dobre 20 lat temu i tak się ciągnie ta choroba z powikłaniami do dnia dzisiejszego.

Tyle wstępu, przejdźmy zatem do konkretów.

Majowe bolenie, to dość ciekawa zabawa, determinowana przede wszystkim dwiema rzeczami, czyli pogodą, a dokładnie temperaturą otoczenia, co przekłada się na temperaturę wody, oraz stanem rzeki. Od 2 lat mam na Odrze mega niżówkę i stąd łowienie przypomina raczej łowienie w czerwcu niż na przelanych, długich, wiosennych przelewach. Wróćmy zatem do pogody. Jeżeli początek maja jest w miarę ciepły, to zabawa jest na całego, można katować ryby zarówno z brzegu jak i z łodzi. Jednakże od kilku lat zaobserowałem pewną prawidłowość, że końcówka kwietnia na ogół jest chłodniejsza i deszczowa. Tak niestety jest tutaj gdzie mieszkam. Może w innych częściach kraju jest inaczej. Ryby, obite po tarle, powoli powoli się rozkręcają, jednak to i tak tylko namiastka tych samych pięknych rap z września czy z października. No ale cóż łowić trzeba, co by na łeb nie dostać, wertując internet. W maju, jak już wspominałem, łowię zarówno z brzegu jak i z wody. Po prostu, mimo tego, że mogę dopłynąć łodzią niemal wszędzie, lubię sobie zrobić kilka kilometrów brzegiem. To procentuje w późniejszych okresach roku. Poza tym ryby unikają jeszcze dość wyraźnego nurtu. Prędzej złowi się fajnego bolenia nie w samym warkoczu, ale nieco bliżej spokojnej wody, czy chociażby na rozmyciu warkocza, gdzie woda już tak nie zasuwa. Przynęty raczej sprawdzone od wielu sezonów, czyli woblery boleniowe 7 i 9 cm, w stonowanej kolorystyce która sprawdza się od przeszło 15 lat w przeciwieństwie do święcących się „cacek” z opalizacją, hologramami i innymi wodotryskami, które mają za zadanie skusić bardziej wędkarza niż bolenia. Bo jak wiadomo, wędkarz jest jak sroka, lubi co się świeci ,ale czy warto? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami. Zestaw woblerów uzupełniają  gumy boleniowe w rozmiarze 10 i 12 cm. Do tego jakiś ciężki wobler, aby postukać po dnie. 90% ryb w okresie od początku do połowy maja, w moim przypadku, zapięte są na dolną kotwicę, co świadczy o tym, że są przyklejone do dna i podnoszą się do naszych przynęt. Później jest już normalnie, czyli pogoń za wabikiem.

Staram się raczej szukać ryb po wewnętrznych odcinkach rzeki. Wszelkiego rodzaju łachy z piasku, mini przykosy, wyspy itp. Gdzie latem można stanąć suchą nogą, to w tym okresie potencjalne miejscówki na medalową rapę. Najlepiej jak wody jest na 150-180 cm nad taką łachą. Prędzej czy później w takich miejscach pojawi się ukleja, jazik, klenik czy krąpik a za nimi będą podążać srebrne torpedy. Łowię raczej wolno, nie ma u mnie klasycznego szybkościowego łowienia boleni, jakie jest dość popularne u wielu wędkarzy. Jeżeli ryby są w łowisku, to brania będą szły w kikunastu pierwszych rzutach. Jeżeli nie, to idziemy dalej. Wiosną bądź co bądź przydają się spodniobuty, chociażby po to aby można było wejść między główki i obrobić rozmycie warkocza, czy aby sobie uklęknąć przed samym szczytem główki i obłowić przemiał. Powiem wam, że w maju wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. 2-3 dni ciepła potrafią obudzić całą rzekę i niemal w każdym warkoczu będzie ostra boleniowa impreza, to samo dotyczy stanu wody. Woda lecąca na łeb, na szyję w dół, będzie odsuwać ryby z klatek bardziej do nurtu. Dlatego trzeba być na wodzie ile się da i latać kilometrami po brzegu. Dlatego taki majowy, wiosenny zapier@#?!

A o łowieniu z łodzi napiszę w kolejnej części boleniowej układanki.
Pozdrawiam Szpiegu

Grzegorz Dereń