Catch and Release (C&R) pochodzi z angielskiego i oznacza ‘złowić i wypuścić’ – nie mniej i nie więcej.

Złowić i wypuścić? To po co w ogóle łowić? Początki wędkarstwa znajdują się w epoce kamienia łupanego i wiążą się nieodzownie ze zdobyciem pożywienia. Człowiek rozwijał się przez tysiące lat i jest dzisiaj tym, czym dzisiaj jest. Najinteligentniejszym drapieżnikiem planety. Wraz z człowiekiem rozwijała się technika połowu ryb. W dzisiejszych czasach już prawie nikt nie poluje na ryby z oszczepem, łukiem czy też kamieniem. Sprzęt marki High-Tech stał się powszedni i wszechobecny. Ale dlaczego wędkarstwo jest nadal tak popularne i lubiane? Przecież teraz nie chodzi tylko o zdobywanie pożywienia, łatwiej niż w supermarkecie nie zdobędziemy dziś ryby nigdzie.

W czasie tysięcy lat ewolucji odrzuciliśmy owłosienie, wyprostowaliśmy naszą postawę i wykształciliśmy mowę, ale nadal jesteśmy zbieraczami i myśliwymi. Woda, element, kolebka życia przyciąga nas nadal magicznie. Trzecią cześcią puzzla jest kontakt z dziką naturą, która dla większości z nas nie jest niczym normalnym, codziennym i wszechobecnym. Te trzy części składają się w całośc, w jedność, w nowoczesne wędkarstwo sportowe.

Obok ‘czarnych owiec’, które mają w głowie tylko martwą rybę, mięso i profit z nim związany, w wędkarskiej wspólnocie znajdują się także ludzie kochający kontakt z naturą. Wielu z nich angażuje się w ochronęśrodowiska i wody, a przede wszystkim dba o zachowanie rybostanu dla kolejnych pokoleń. Niestety obok konfliktu naturalnego istnieje także konflikt prawny. Dla wiekszości wędkarzy złowiona ryba to kolacja, bo tak mówi regulamin. Według sporej części regulacji wędkarskich Europy, tylko ryby niewymiarowe powinny być wypuszczane, ryby wymiarowe możemy zabić. Ale czy to jest rzeczywiście droga, którą powinniśmy zmierzać ku przyszłości?

Prosty przykład. Małe, naturalne łowisko jest obławiane przez dziesięciu wędkarzy. Pięciu z nich poluje na drapieżniki, a reszta lubuje się w połowie białorybu. Każdy z nich łowi intensywnie 20 dni w roku i każdemu z nich wolno zabrać ze sobą trzy złowione drapieżniki. To oznacza 300 ryb drapieżnych na rok i wędkarza. A to oznacza systematyczne wyplewienie pogłowia ryb drapieżnych. Oczywiście zwolennicy białorybu cieszyliby się. Po pewnym czasie eksplozja białorybu ustałaby, a wielkośćłowionych ryb byłaby coraz mniejsza. To z kolei oznacza powolnąśmierćłowiska.

C&R nie oznacza, że łowimy ryby tylko dla sadystycznej zabawy. Dla okrutnej gry łowienia i wypuszczania! C&R oznacza, że wypuszczamy ryby wtedy, kiedy uważamy to za sensowne i kiedy w ten sposób pomagamy naturze utrzymać oczywistą równowagę sił w danym łowisku. Pomagajmy naturze i chrońmy nasze łowiska, to ważne!

Cele i założenia C&R

Cel C&R jest niebywale prosty. Jest nim zachowanie lub polepszenie rybostanu i jakości wód i łowisk dla współczesnych i przyszłych generacji. Wiąże się z tym także tak ‘egoistyczna’ przesłanka, jak zapewnienie możliwości pasjonowania się wędkarstwem także za 50 i 100 lat.

Założenia? Przekazanie przesłanek C&R nie jest już tak łatwe, jak w przypadku celów.Najtrudniejsze jest z całą pewnością przekonanie wędkarza, że sukcesu nie powinno mierzyć się ciężarem filetów a jakością i kultywacją sportu, jakim jest wędkarstwo!

Dzisiejszą sytuację powinni przemyśleć nie tylko wędkarze. Także każda firma produkująca sprzęt wędkarski. Każda redakcja, każdego magazynu wędkarskiego. Każdy znany i lubiany wędkarz, tak często spełniający funkcję idola. Wszyscy powinni patrzećpoza rand własnego talerza i pomyśleć o rybostanie przyszłości!

Zmianom powinny ulec także związki wędkarskie i ich regulaminy. Te szytwne organizacje, prowadzone często przez populistycznych karierowiczów lub zmurszałych przedstawicieli świata wędkarskiego, mają ogromny wpływ na regulację rybostanu. Jednakże praktycznie nigdzie w Europie (poza Holandią i Szwecją, a ostatnio – ponownie – w Irlandii) inicjatywy zmierzające w kierunku C&R i ochrony łowisk nie wyszły z szeregów organizacji wędkarskich. To właśnie zatroskani wędkarze, zatroskani o rybostan, poruszyli niebo i ziemię!

Często proces regeneracji zrujnowanych wód trwa długie lata i wydaje się walką z wiatrakami. Kiedy spojrzymy za miedzę do naszych holenderskich sąsiadów, stwierdzimy z zazdrością, że ta Don Kiszoteria jednak się opłaciła. Holenderscy wędkarze mogą się – ponownie – cieszyć, że ich łowiska są pełne nie tylko ryb, ale także wspaniałych okazów. Złowienie kilku metrowych szczupaków w jednym sezonie, czy kilkunastu medalowych sandaczy w kraju tulipanów, nie jest żadnym wyczynem.

Pracujmy wspólnie nad tym aby, nie tylko w polskich, ale we wszystkich europejskich wodach było tak samo dobrze. Zapewnijmy już teraz, wspólnie, wedkarską przyszłość.

Droga od złów do wypuść.

W końcu weekend. Sprzęt wędkarski czeka spakowany. Wyłączamy stres codzienności i włączamy wędkarską gorączkę … w drogę! Nad łowiskiem wybieramy miejscówkę i przynętę. Montujemy zestaw i pedantycznie mocujemy przypon z przynętą do głównej linki. Precyzyjny rzut pod zwisjące konary, oczywiście w nadzieji, że w cieniu gałęzi chowa się, uciekający przed nisko stojącym słońcem, szczupak. Pełna koncentracja. Tor i praca przynęty prowadzonej pod nasze stopy zostają brutalnie przerwane. Branie! Zacięcie! Siedzi! Piękny, szmaragdowy drapieżnik walczy o wolność. Hol zakończony sukcesem i uśmiechem wędkarza. Krótka, szybka sesja fotograficzna i cudowna ryba wraca, bez najmniejszego uszczerbku, do wody.

Taka sytuacja zdarza się bardzo często, kiedy odpowiedzialny wędkarz przygotował sobie wszystkie ważne utensylia zanim podał przynętę. Odpowiedzialny wędkarz przygotował się także mentalnie.

Decyzja, że złowioną rybę wypuścimy powinna zapaść zanim wyrzucimy przynętę! Zamiast obucha i noża powinniśmy przygotować długie szczypce, porządne obcinaki do haków (nigdy nie wiadomo co się stanie). Zamiast brutalnej osęki powinniśmy przemyśleć lądowanie ręką, pod skrzela lub dobrym, bezwęzełkowym (!) lub jeszcze lepiej gumowanym, podbierakiem, z oczkami siatki dopasowanymi wielkością do poławianych ryb. No i oczywiście przygotujmy aparat fotograficzny. Zdjęciem pięknego okazu będziemy mogli się cieszyć przez wiele następnych lat!

Mierzenie sił w holu sprawia przyjemność każdemu wędkarzowi, jednakże powinniśmy sobie także zdawać sprawę z tego, że niepotrzebne przedłużanie holowania może być szkodliwe dla ryby. Dlatego lepiej zrezygnować z przyjemności długiego holu na rzecz zdrowia wypuszczanej ryby. Zawsze stosujmy sprzęt adekwatnej mocy w stosunku do upatrzonego przeciwnika. Nie łówmy okoniową wklejanką sandaczy. Nie polujmy lekkim kijem pstrągowym na szczupaki. Nastawmy się na docelowy gatunek ryby, sprzęt zestawiajmy pod rybę i będziemy mieli sukces!

Krótkie spojrzenie na pysk ryby i już wiemy jak będziemy ją odhaczać. Jeżeli hak wisi z przodu lub w kąciku wystarczy kiedy wypniemy go szczypcami. Jeżeli haki siedzą głęboko, być może nawet w okolicy skrzeli, powinniśmy je przeciąć dobrymi (!) obcinakami. Zawsze polecam modele Cobold firmy Knipex, są to bardzo dobre, stosunkowo niedrogie, niezawodne i małe narzędzia, ułatwiające obcięcie nawet bardzo grubych i mocnych kotwic. Trochę wprawy i pewności siebie ułatwiają chwyt pod pokrywy skrzelowe. Drugą ręką odchylamy skrzela, a wprawny partner z łodzi wsuwa obcinaki delikatnieod tyłu (!)poprzez skrzela i sprawnie obcina groty. Przy okazji można szybko przeciąć główną linkę i wyjąć, już nieuzbrojoną przynętętakże ‘od tyłu’.

W zimie jak i latem mamy bardzo mało czasu na odhaczanie ryby. Wiąże się to z niskimi temperaturami, które grożą zamrożeniem skrzeli lub upalnymi warunkami, skutkującymi małą zawartością tlenu w wodzie. W obydwóch przypadkach rybie grozi śmierć. Jeżeli hol był trudny i kosztował dużo sił lub odhaczanie trwało zbyt długo, powinniśmy skrócić sesję zdjęciową do minimum lub z niej kompletnie zrezygnować. To samo dotyczy pomiaru lub ważenia złowionej ryby.

W normalnym przypadku od lądowania do wypuszczenia nie powinno minąć wiecej niż 2 minuty, co i tak jest bardzo długo. Jeżeli mi ktoś nie wierzy, to proszę wsadzić głowę na 120 sekund pod wodę i wziąść głęboki oddech. Ryba poza jej naturalnym środowskiem też nie potrafi oddychać. Pomyślmy o tym! Różne gatunki ryb są różnie wrażliwe na hol i na przebywanie poza wodą. Karpie, sumy i węgorze są bardzo odporne i mogą przebywać kilka minut poza wodą, nie ulegając większym uszczerbkom na zdrowiu. Szczupaki, sandacze i okonie są relatywnie odporne na skaleczenia, jednakże brak tlenu albo wysuszenie błon śluzowych lub skrzeli, następuje u tych ryb bardzo szybko i często skutkuje nieodwaracalnymi obrażeniami lub nawet śmiercią!

Jeżeli już nam się udało rybę sprawnie odhaczyć i zrobić pamiątkowe zdjęcia (proponujęmaksymalnie 3-5, zawsze jedno z nich bedzie dobre) powinniśmy zwrócić nasz okaz środowisku. Kładziemy rybę poziomo (!) na powierzhni wody i trzymamy ją za podstawę ogona, podpierając ją równocześnie pod brzuchem (!). Jest to bardzo ważne. Kiedy nasz przyjaciel będzie gotowy do odpłynięcia, zasygnalizuje nam to mocnymi ruchami korpusu i ogona. Teraz już możemy rybie zwrócić wolność.

Idąc z wędką nad wodę mamy dwie możliwości. Albo utopimy nasze ręce we krwi, albo będziemy się delektować widokiem okazu odpływającego dostojnie spod naszych stóp. Każdy wędkarz powinien się indywidualnie zastanowić, co jest ważniejsze i przyjemniejsze.

2015, pitt i Team C&R